Obcy
Wszechswiat.Galaktyki.Gwiazdy i planety.Jestesmy niczym małe robaczki skaczace z kamienia na kamień z niewyobrażalnymi prędkosciami...
Technologia zdarzyła się rozwinac od ostatniego kryzysu.Na orbicie okołoziemskiej założono dwie stacje,w których zamieszkały setki osób.Nie byli to jednak tylko naukowcy,lecz także zwykli,szarzy ludzie.Od tego wszystko się zaczęło.Po latach produkcji w głab galaktyki wysłano trzy olbrzymie statki mieszczace na pokładzie tony sprzętu,żywnosci i setki ludzi.Do dzis żaden z nich nie powrócił...
Stacja Orbitalna Alfa...
wschód Słońca za niecałe 30 minut...
Kabina dr.Sabu na 3 pokładzie...
Mężczyzna otworzył tytanowa przesłonę na oknie,by obejrzeć wschód Słońca.Ubrany w szary,roboczy kombinezon siedział na skórzanym fotelu.W ręce trzymał szklankę z whisky,a w ustach dopalał się papieros.Lekki biały błysk lamp dawały swiatło rozswietlajace małe pomieszczenie.Czarnym pilotem zgasił swiatło.Spojrzał na zegarek,jeszcze 5 minut,zgasił peta i rozciagajac się wstał z fotela.W powietrzu nadal unosił się zapach tytoniu.Jeszcze chwila i jasne promienie rozwiałyby półmrok kabiny.Czarny obiekt przesłonił okno.Cała stacja zaczęła się trzasć wydajac zgrzyt i huk.Cos się potłukło w kuchni.
-Co jest?!-wykrzyczał doktor wybiegajac z pomieszczenia.
Przechodzac przez korytarz widział jak drzwi od innych kajut otwierały się,a z nich wychylały się zaspane twarze mieszkańców obudzonych porannym trzęsieniem.Waski korytarz pokryty kablami i rurami zdawał się nie mieć końca.Wreszcie dotarł do windy.Zjechał do centrali.Otwierajac drzwi niespodziewał się takiego widoku.Wszyscy biegali to od jednej do drugiej konsoli,cos przyciskali i sprawdzali.Radiowiec wzywał kogos przez radio,bezskutecznie.Po podłodze walały się kartki z wydrukami.W powietrzu unosił się zapach potu.Tylko jeden człowiek w tym całym zamieszaniu stał spokojnie,przygladał się czarnemu obiektowi,który powoli płynał ku Ziemi.
-Co to jest,co się tu dzieje??-zapytał ochryple doktor,pokazujac przepustkę strażnikowi przy drzwiach.
-Jak to co,jeden z naszych,"Discovery",wyleciał jakieś 124 lata temu,a teraz wraca.Martwi mnie tylko to,że nikt nie odpowiada,na pokładzie powinno być 524 osoby z załogi.
-Zamierzasz wysłać tam kogoś?-zapytał doc.
-Tak,paru doświadczonych ludzi,ty jesteś jednym z nich,ale jeśli nie chcesz...
-Chce,chce,oczywiście,że chce-odpowiedział ochoczo Sabu.
-To swietnie,wyruszacie za 5 minut.Będziecie mieli 30 minut na sprawdzienie co się tam dzieje.Po tym czasie statek spali się w zderzeniu z atmosferš planety.
Doc wybiegł z centrali.Od razu popędził na lotnisko,gdzie czekało już pięciu ludzi.Wsiedli do małego promu.Zapaliły się swiatła,usiedli,zapieli pasy.Statek powoli ruszył.Po parunastu sekundach znajdowali się w przestrzeni.Doktor najwyrazniej podniecony nie mógł doczekać się zejscia na pokład "Discovery".
Prom zadokował..
Właz z tyłu promu powoli otworzył się,a za nim ukazało się przejscie.Zawiało chłodnym powietrzem,które miało lekki zapach zgniłego mięsa.Najpierw weszło dwóch żołnierzy,którzy właczyli zasilanie,zapaliły się lampy rozswietlajace korytarz i pomieszczenia.
-Dobra rozdzielamy się.Ty i ty pójdziecie do kabiny hibernacyjnej,ty sprawdz 3 piętro tam powinny znajdować się pomieszczenia mieszkalne.Ty idziesz ze mna na mostek,może znajdziemy jakies informacje.
Ruszyli,każdy w inna stronę.Sciany powoli rozgrzewały się.Dosłyszeć można było syk i szum płynacej wody w rurach.Doktor znalazł się na mostku.Od razu dorwał główna konsolę i zaczał wertować dane.Niestety większosć była utajniona.Udało mu się odczytać jedynie strzępek informacji.Wynikało z nich,że po około 40 latach podróży,natknęli się na planetę bardzo podobną do Ziemi.Wtedy się podzielili.Częsć,w tym większość cywili chciała pozostać na planecie,część chciała polecieć spowrotem na ojczysta planetę przywożac dobra nowinę.Wybuchła rebelia.Większość załogi zamknęła się w statku i próbowała odlecieć.Nieznali jednak kodów startowych.Kapitan jednak był po drugiej stronie barykady.Pewnej nocy załoga porwała głównego informatyka i pod grozbą smierci zarzadała złamania kodu.Po ciężkich godzinach w końcu się udało.Wtedy nowy dowódca załogi zabił informatyka nie widzac z niego pożytku w przyszłosci.Wstrzasneło to załoga.Ponownie się podzielili.Została tylko garstka chcacych powrócić na Ziemię.Włączyli silniki i odlecieli.Po kilku godzinach otrzymali wiadomosć od kolonistów z planety:"....W-R-A-C-A....-E....C-..-Ś...N-A-S.. Z-A-A-T-A-K.....-O....W-R-A-....-C-I-E-!-!...." Było jednak zapózno na pomoc,poza tym dowódca odradzał powrotu z uwagi na własne bezpieczeństwo i bezpieczeństwo całego statku.Wszyscy położyli się,zahibernowali.Podczas lotu była awaria komputera i wszyscy zginęli...
Nagle ktos szturchnšł doktora.
-Znalezli kogos w hibernacyjnym-powiedział mężczyzna obok.
Pobiegli tam.Przy drzwiach stali żołnierze.Przy jednej z komór hibernacyjnych klęczał mężczyzna,pomagał komus usiasć.Doktor podbiegł.Zobaczył mężczyznę w wieku ok.27 lat.Nie miał zarostu,czarne włosy i takie same oczy,te oczy lekko go zmartwiły,wydawały się być głębokie,nic się w nich nie odbijało.Ubrany był w czarne dżinsy i czerwona bluzę.Na nogach miał sportowe buty.
-Jak masz na imie?? gdzie reszta załogi??-zaczał stanowczo pytać nieznajomego.
-Jjja,Mahtar,mam na imię Mahtar-odpowiedział niepewnie.
-Świetnie,Mahtar,gdzie reszta załogi? co?
-Skąd mam wiedzieć,co ja jestem święta krowa?!!!!-wykrzyczał.-Idzcie w cholere,przespałem jakieś 80 lat życia,a ty mnie się pytasz gdzie reszta???
-Spokojnie...-nie zdarzył dokończyć,bo przerwał mu w tym syk uciekajacego gazu z rury.Żołnierze pobiegli w stronę wycieku.Jeden z nich zakręcił kurek,wszystko się uspokoiło.Doktor ponownie zwrócił się do nieznajomego,ale ku jego zdziwieniu zniknał,rozpłynał się.
-Zaraz,zaraz,czy my ulegliœmy jakims halucynacjom?kto widział faceta ręka do góry.-powiedział doc.
Ręce podniesli wszyscy.
-Uff,już myslałem,że straciłem rozum.Co tak stoicie,szukajcie go.
Ponownie się rozbiegli.Usłyszeli jakis huk w kuchni obok.Pobiegli w tamta stronę.Przy kuchence siedział mężczyzna.Jeden z mężczyzn złapał go za ramię.Tamten energicznie wykręcił żołnierzowi rękę i wbił ją w kręgosłup.Krew zalała pomieszczenie.Drugi z mężczyzn zaczał strzelać do mordercy.Ku zdziwieniu wszystkich,nieznajomy uchylił się od kilku kul,odbił się od sciany i nogami wbił się w szyję żołnierza.Cała trójka zaczęła uciekać.Nieznajomy ryknał i rzucił się na ostatniego uciekiniera i roszarpał jego głowę.To samo zrobił z drugim.Sabu biegnac rozpaczliwie przewracał wszelkie szafki i pułki.Ostatnia prosta do windy.Już porzadnie zmęczony wyksztusił z siebie ostatnie siły.Gdy zostało mu jeszcze z 3 metry rzucił się do srodka naciskajac jeden z przycisków.Natychmiast obrócił się i spojrzał na korytarz.Przez zamykajace się drzwi zobaczył mężczyznę zachlapanego krwiš,który biegł w jego kierunku.Drzwi zamknęły się w ostatniej chwili.Winda zaczęła zjeżdżać w dół.Rozległ się huk."Pewnie nie zdarzył wyhamować,hehe"pomyslał doc.Odsapnał.Spojrzał przez szybę za nim.Zamarł.Nieznajomy skakał z piętra na piętro.Normalny człowiek złamałby sobie kark przy takim skoku,ale on wstawał i skakał dalej.Stróżki potu znowu zawitały na czole doktora.Zaczał się denerwować.Wreszcie winda zatrzymała się otwierajac drzwi.Ruszył do przodu.Tuż za nim rozległ się huk,spojrzał do tyłu.Ciało gościa wbiło się w podłoże robiąc niezłe wgniecenie,niestety wstał i zaczał go scigać.Jeszcze kilka metrów,kilka sekund dzieliło go od promu.Dobiegajac do zewnętrznych drzwi wcisnał czerwony guzik.Drzwi syknęły,zaczęły się zamykać.Skoczył dalej,zamknał wewnętrzne wrota i padł.Obudził go budzik przypominajšcy,że pozostało 2 minuty do wejscia w atmosferę.Skoczył do konsol,zapiał pasy i właczył silniki na maxa.Prom odbił od statku,który po chwili zaczał zanurzać się w czerwonej otchłani.Odetchnął.Parę minut i już stał na pokładzie stacji.Kilku mechaników i inżynierów zaczęło sprawdzać prom,a doktor poszedł do szefa.Opowiedział cała historię.
-Dobrze,że spisałes raport,trzeba wysłać wiadomość na Ziemię,a ty idź się zdrzemnij,miałes w końcu ciężki dzień.
Doktor poszedł do swojej kajuty,zamknał przesłonę i położył się na łóżku.Nagle ktos złapał go za rękę i położył na plecach.Krzyknał.
-Nie piszcz bo cie zabije-powiedział głos,głos,który już znał,skojarzył-facet ze statku.
-Dobra,dobra będe cicho,tylko nie tak mocno, wkońcu uratowałem ci życie.-odpowiedział.Mahtar odskoczył na fotel,zapalił paierosa.
-Jak twoja nędzna rasa może truć się czyms takim co?
-Jak to,to ty nie jestes człowiekiem? przecież masz ludzkie ciało.Mężczyzna kiwnał głowa przeczaco.
-Wielki naukowiec,a taki debil,hahaha.Ciało mam ludzkie,homo sapiens jak się nazywacie.Owładnałem tylko umysłem tego człeka,przejałem jego wiedzę i teraz nim rzadze.
-Skad pochodzisz? po co wlazłeœ w ciało człowieka?
-Nie wlazłem,sam chciał.Wchrzanili się na nasza planetę i osiedlili bydlaki.Trzeba było zareagować,sprytnie wlazłem do jego ciała,w danych zapisane jest,że został dowódcš po rebelii.Resztę chyba już znasz.
-A co stało się z reszta załogi?
-To proste,kazałem się odhibernować,wyłaczyłem system podtrzymywania życia,wyrzuciłem ich ciała za burtę i ponownie się zahibernowałem.
Po chwili namysłu powiedział:
-Koniec tej rozmowy,miło było,ale teraz wybieram się w podróż,żegnam.
Mężczyzna szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia.Doktor popędził za nim,zgubił go jednak w tłumie mieszkańców stacji.Pobiegł do szefa i zameldował o rozmowie...
-Ogłosze alarm i wyśle wiadomość na Ziemię...
Doktorowi zaczał ciec pot na całym ciele,dostał wysokiej goraczki,zsunał się na podłogę.Ostatnia myœl "trucizna".Przestał oddychać.Dowódca pobiegł do swojej kabiny,przewertował biurko,szafki,nic.Raport doktora zniknał.Wysłał wiadomość na Ziemię,lecz nie pełna,bez opisu poszukiwanego...
Wstrzas szarpnał stacja.W przestrzeń wyleciały kawałki kadłuba,a pomiędzy nimi wyleciała ku Niebieskiej planecie mała,pojedyńcza kapsuła...