Ucieczka cz.1
Uwaga,nie radzę tego czytać,gdyż jak widać narazie w tym opowiadanku nie poprawiłem polskich liter i wygl±da to jak....no sami widzicie;)

Uciekał wąskim korytarzem,w którym ledwo się mieścił.Nad głową syczały rury,a co parędziesiąt metrów para z tychże rur wylatywała.Krople potu lały się po całym ciele.Był zmęczony,bardzo zmęczony lecz biegł dalej.Nie wiedział czy nadal go ścigają,nie chciał się obracać.Słabe światło wcale mu nie pomagało.Co chwila potykał się o jakieś śmieci walące się po podłodze.Niespodziewanie korytarz skończył się ścianą,w którą mało co nie walnął.Na ścianie umocowana była zardzewiała,metalowa drabinka.Nie myśląc długo zaczął się po niej wspinać na górę.Wyjście blokowała kwadratowa krata,wyrwał ją bez problemu.Znalazł się w kolejnym korytarzu.Ten jednak wogule nie przypominał poprzedniego.Był dobrze oświetlany z lamp umieszczonych w ścianach.Ściany obłożone jakimś materiałem były miłe w dotyku.Wziął chwilę oddechu i ruszył w jedną ze stron,która wydawała się mniej zaśmiecona.Cisza strasznie mu przeszkadzała,choć był do niej przyzwyczajony.Po lewej dostrzegł drzwi.Jednym susem doskoczył do nich i przemknął na drugą stronę barykadując wejście.Rozejrzał się.Sala była w miarę duża.Wszędzie leżały poprzewracane stoły i krzesła,umazane w jakiejś fioletowej mazi.Naprzeciw drzwio,stała lada za którą znajdowały się szafki,piece,automatyczne zmywarki."stołówka"-przeleciało mu przez głowę.Przeskoczył za ladę w nadziei,że znajdzie coś ciekawego.Pootwierał szafki-puste,potem zabrał się za piece.Ich wnętrza były tak wielkie,że zmieściłby się w nich pancerz,który nosił na sobie.Jednego z piecy nie dał rady otworzyć.Posłużył się więc prętem leżącym obok i wyważeł drzwiczki.
Coś się na niego rzuciło,wymachując łapami przewróciło go,przeskoczyło nad ladą i zaczęło uciekać w stronę drzwi.Zaskoczony całą sytuacją leżał przez chwilę na podłodze.Po chwili podniósł się i wtedy dopiero spostrzegł,że jest to człowiek.Pierwszy,którego widział od bardzo dawna.Zaczął krzyczeć żeby zaczekał.Osoba na moment się odwróciła i bardziej energicznie zaczęła odsuwać graty zawalające wyjście.Najszybciej jak mógł podbiegł do drzwi.Złapał go za rękę,przewrócił na ziemię,a potem obrócił na plecy.Los zaskoczył go poraz drugi gdy zorientował się,że uciekinierem jest kobieta.Próbowała się wyrwać,lecz uderzył ją lekko w twarz,żeby się uspokoiła.Otworzył przesłonę.
-Spokojnie,widzisz? Ja też jestem człowiekiem.Nie bój się nic ci nie zrobię-powtarzał do niej spokojnym głosem.Ona jednak nadal próbowała się uwolnić.Chwilę się zastanowił.Wiedział,że nie może marnować czasu,one mogły zaraz tu wbiec,sam musiał się stąd wyrwać,a co dopiero ile problemów przyniosłaby ona.Wyjął pistolet.Kobieta osłupiała.Jej grymas twarzy pokazywał,że strasznie się boi.Przystawił lufę do jej skroni.
-Proszę nie rób tego! Nie zabijaj mnie!-krzyknęła chrapliwym głosem.On nie był do końca przekonany czy zostawiając ją przy życiu dobrze robi.
-Proszę...Błagam! Na Boga,w końcu jesteś człowiekiem!-krzyknęła i zaczęła płakać.
Nadal rozmyślał,w końcu schował pistolet,wstał,a później podniósł kobietę.
-Nie mam zamiaru cię niańczyć,chcę się stąd wydostać,rozumiesz?
-Rozumiem,ja też tu dłużej nie wytrzymam...
-Skąd się tu wziełaś? I kim wogule jesteś?
-Nazywam się Atora Nan,jestem technikiem komputerowym.Przyjechałam tu w...
-Dobra,dobra i tak mam to gdzieś,jak się można stąd wydostać?
-Jest jedno główne wyjście i 3 awaryjne,ale niczego nie mogę być pewna.Nawet nie wiem jak długo tam siedziałam.
-Poprowadzisz mnie do głównego wyjścia.
-Hej nigdzie z tobą nie idę,wolę zostać tu,jest bezpieczniej.
-Rób co chcesz,pokaż tylko jak się można dostać do wyjścia.Żołnierz wyjął zawinięty kawałek papieru,był to plan budynku.
-Jesteśmy tutaj,musisz pójść...-kobieta zaczęła objaśniać mu drogę do wolności.Gdy skończyła mężczyzna schował mapę i odblokował przejście.Ostrożnie uchylił drzwi i rozejrzał się po korytarzu.Był pusty.
-Ej zostawisz mnie tu samą??
-Sama powiedziałaś,że tu masz lepiej.
-Ale myślałam,że...
-Słuchaj,jak już mówiłem mam to gdzieś czy idziesz ze mną czy zostajesz,bylebyś mi nie wchodziła w drogę-powiedział lekko uniesionym głosem.
Wyszedł na korytarz i powoli,przy ścianie podszedł do skrzyżowania dwóch tuneli.Wychylił się.Czysto.Skręcił w lewo i przyspieszył kroku.Starał się nie wzbudzać dużego hałasu by ich nie przywołać,co było trudnym wyczynem.Cisza nie dawała mu spokoju.Czuł,że coś jest nie tak,ale nie wiedział co.Nagle usłyszał jakiś ruch za sobą.Szybko obejrzał się wyciągając pistolet.
-Mogłabyś mnie uprzedzić,bym cie zabił.
-Phi,i tak moję życie masz gdzieś...
Schował broń i odwrócił się.Idąc korytarzem co chwila spoglądał na dziewczynę.Przejście z każdą kolejną minutą wydawało się być coraz ciemniejsze.Ściany pokryły się ciemną mazią,tak jak podłoga,tylko,że ta pokryta była czymś w rodzaju plechy z cieńkimi pasemkami.Znał to.Momentalnie przypomniał sobie burzę śnieżną,dowódcę,chłopaków i te stworzenia.Stali wtedy na czymś podobnym.
-Musimy stąd spieprzać.
-A to niby czemu? A tak na marginesie musisz przeklinać?
-Oh sory musmy zwiewać bez gadania.
Złapał ją za ramię i szarpnął za sobą.
-Czekaj,chyba coś słyszałam
-Nie zastanawiaj się,szybko zmywajmy się stąd!
Pchnął kobietę.Zaczęli biec.Za sobą słyszeli skrzeki.
-Co to jest?-krzyknęła
-Śmierć-rzucił chłodno.
Biegli na oślep,byle dalej od nieznośnego hałasu.W końcu żołnierz stanął i wyrwał kratę z podłogi.Na dole odbijało się światło w tafli wody.
-Co ty robisz? Zaraz tu będą,cokolwiek to jest!
-Wskakuj
-Czyś ty zdurniał?!
-Skacz!-powtórzył.Dziewczyna się jednak nie ruszyła.-Wale cie!-wrzasnął i skoczył do dziury.Otarł sobie trochę pancerz,ale przy upadku nic mu się nie stało.Woda z kałuży rozprysła się wokoło.
Już miał biec dalej korytarzem,który do złudzenia przypominał ten,którym uciekał kilkanaście minut temu,gdy krzyknęła:
-Poczekaj!
-Rusz się!-wrzasnął z dołu.Po chwili zobaczył głowę kobiety,która z wyraźną niechęcią szykowała się do skoku.Dźwięki były coraz bliżej.Skoczyła.Wydawało się jej,że będzie to dłużej trwało,lecz sekundę potem była już na dole.Żołnierz złapał ją.
-Dziękuję.
-Nie czas na to,wynośmy się.
Smród był niedowytrzymania.Ledwo co widzieli siebie nawzajem,gdyż nie było żadnego oświetlenia.Wąski korytarz zakończył się metalowymi drzwiami,które bez problemu wyważyli.Za nimi korytarz poszerzał się przeobrażając się w bardzo długi tunel o półkolistej budowie.Wysoki był na conajmniej 10 metrów,a lampy umieszczone po bokach dawały nikłe światło.Tunel był pusty,bez jakichkolwiek śmieci,dzrwi,oznaczeń.Ciągnął się w nieskończoność.Nie słysząc pościgu zwolnili do marszu,potem stanęli by trochę odpocząć.
-Gdzie my jesteśmy-odezwał się.
-Nie wiem,nigdy tu nie byłam-odpowiedziała pospiesznie.
-Dobra chodźmy dalej.
Gdy zapanowała zupełna ciemność,a świecące lampy pozostawili daleko za sobą żołnierz zapalił halogenowe lampy umieszczone na barkach.
-Nie możemy odpocząć? Padam z nóg.
-A co jeśli nas ścigają? One tak szybko się nie męczą.
-A co jeśli nie? Zamierzasz iść aż zemdlejesz? Tak wogule to czym one są? I kim TY jesteś,nie przedstawiłeś się!
-One nie są głupie i nie rezygnują po paru chwilach.Jesteśmy na ich terenie i albo zwiejemy,albo będzie po nas.Nie zapominaj,że nie jesteśmy na Ziemi!One potrafią myśleć logicznie i nie puszczą nas wolno,jeśli je oto poprosimy!
-Nie odpowiedziałeś na pytanie
-Bo nie muszę,tak samo jak ty nie musisz iść ze mną.
-No to jak mam cie nazywać?!
-Tain.
-No dobra,Tain.Możemy jeszcze trochę odpocząć?
-Jak jesteś zmęczona to mogę Cię ponieść.
-Ok,ty mnie ponieś,a ja spróbuję się przespać.
Jedną ręką objął jej tors,a na drugiej ułożył jej nogi.Ona lekko przytuliła się do niego i chwilę potem zasnęła.Starał się nie rozpraszać,szedł równo,lecz w miarę szybko.Musiał znaleźć jakąś kryjówkę.Tunel ciągnął się nieubłaganie.Spojrzał kilka razy na śpiącą,sprawdzając czy nadal śpi.Jej niewinna twarz i rozwiane na wszystkie strony brązowe włosy przypominały mu kogoś z przeszłości,tak odległej,że pamiętał tylko urywki i to jeszcze jak przez mgłę.Dopiero teraz dostrzegł jaka jest piękna.Twarz niewinna,rzęsy,śliczny nosek,usta,szyja,pierśi,brzuch,nogi.Wszystkie części jej ciała wydawały mu się idealne,doskonałe.Na rękach niósł istny cud,anioła,a może myślał tak bo od dawna nie widział kobiety... "Nie,idioto przestań o tym myśleć! Nie mogę pozwolić by uczucia mną zawładnęły,gdy to się stanie będzie koniec"-zaczął kłócić się w myślach.Potrząsnął głową i wyrwał się od myśli,które według niego doprowadziłyby do jego zguby. Jej oczy,od pierwszego momentu gdy je ujrzał wiedział,że ma przed sobą osobę,której w 100 procentach może zaufać.Ponownie skarcił się w myślach.Po lewej dostrzegł jakieś wgłębienie w ścianie.Podszedł i uznał,że będzie to całkiem dobre miejsce.Położył się w wyrwie.Dziura była na tyle duża,że gdy ułożył się na podłodze to miał jeszcze sporo miejsca.Wyciągnął nogi,oparł głowę o ścianę,dziewczynę ułożył obok siebie,tak,że jej głowa leżała na jego barku.Wyjął pistolet.Momentalnie poczuł się śpiący.Obraz zaczął mu się rozmazywać przed oczami a powieki stały się bardzo,ale to bardzo ciężkie.Czuł jak zapada w sen.Głowa opadła w lewą stronę.Oddychał wolniej.Zamknął powieki,lecz jeszcze czuwał.Zasnął.
Obudził się raptownie.Otrząsnął się.W jednej chwili spostrzegł,że nie ma dziewczyny,pistolet,też gdzieś zniknął. -Psia mać,gnat mi gdzieś wcięło.I gdzie dziewczyna? Może miałem jakieś omamy...Kurwa gdzie jest mói pistolet?! Usłyszał kroki,powolne,stawiane ostrożnie.Nagle do dziury wpadła dziewczyna
-O,już się obudziłeś.
-Gdzie pistolet?
-Ja mam,wzięłam na chwilę-podała go.Żołnierz wyrwał go nerwowo z jej rąk.
-Nie bierz go więcej.
-Ale,ja potrafię posługiwać się bronią.
-Ale ja nie wiem do czego go wykorzystasz.
-Wiesz co? Jesteś bezszczelny.
-Poprostu nie ufam ci.
-I szczery do bólu.
-Gdzie byłaś?
-Nie twój interes.
-Co?!!-wrzasnął.Złapał ją za ręce i przycisnął do ściany.
-To boli!!
-Mów gdzie byłaś z moim pistoletem! A może poszłaś do Nich powiedzieć gdzie jestem? Chcesz mnie wydać!
-NIE! Nigdy bym tego nie zrobiła
-Nie?! A to niby czemu?! Pojawiłaś się z nikąd! Mów gdzie byłaś!
-Chciałam się rozejrzeć-zaczęła szlochać
-Rozejrzec?! W tych ciemnościach?? Co chciałaś znaleźć?!
-Jezu,proszę,puść mnie!-krzyknęła głośno płacząc.
-Gadaj,czego szukałaś!
-Chcia,chciałam znaleźć coś do jedzenia.Jestem głoda...
-Kurwa mac! Jak jesteś głodna to mów! Ja pierdole powiedz,a nie znikasz z gnatem.Przecież w ten sposób nie pomożemy sobie.Jak ja ci mogę zaufać,jeśli ty znikasz niewiadomo ile czasu.
-Mógłbyś mnie puścić,to boli-złagodził uchwyt,ale cały czas ją przytrzymywał.-I tak na marginesie,nie przeklinaj przy mnie.
-Cicho,muszę pomyśleć-puścił ją i wyszedł z dziury.Stał przez chwilę w ciemnościach poczym wrócił do kryjówki.
-Masz,zjedz to.
-Co to?
-Racje żywnościowe,jeszcze trochę zostało.
-A ty?
-Ja już jadłem.Choć,bedzięsz jadła idąc.
Wyszli z wgłębienia.Żołnierz zapalił lampy i zaczęli maszerować dalej.